Wszystkie pory uczuć. Lato – Magdalena Majcher
Kim jesteś po urodzeniu dziecka? Już wiesz? Na pewno nie żoną, przyjaciółką, kochanką, kobietą... nawet nie człowiekiem. Jesteś matką i czy Ci się to podoba, czy nie, musisz ten fakt zaakceptować. A może jednak nie?
Ostatnia już, czwarta część cyklu Wszystkie pory uczuć Magdaleny Majcher kilka dni temu pojawiła się w księgarniach. Lato porusza tematykę macierzyństwa, okraszonego problemem, o którym się nie mówi – depresją poporodową. Jak się zapewne domyślacie – autorka nie skupiła się na banalnym ujęciu zagadnienia. Czy lato w sercu głównej bohaterki będzie miało optymistyczne barwy? Przeczytajcie.
Co w fabule piszczy?
To miało być najpiękniejsze lato w życiu Joasi. Sen o rodzinie, o jakiej zawsze marzyła właśnie się spełnił. Razem z Maćkiem doczekali się dziecka. Jednak Joasia nie potrafi cieszyć się macierzyństwem a zamiast spodziewanego szczęścia ogarnia ją coraz większy lęk… Czy bliscy w porę zorientują się, że młoda matka cierpi na depresję poporodową?
Czy Joasia pozwoli sobie pomóc, zanim będzie za późno?
Opis wydawcy zdradza bardzo wiele elementów fabuły, ponieważ powieść w całości dotyczy depresji poporodowej i tego, w jaki sposób "osacza" ona główną bohaterkę. Nie obawiaj się jednak prostej opowiastki, ponieważ Magdalena Majcher zadbała o to, by pokazać temat w jak najszerszym kontekście i świetnie obroniła swój pomysł. Perfekcyjny research, wiarygodni bohaterowie (nawet wyidealizowany mąż bohaterki), odpowiedni poziom emocji i przemyślany, dynamiczny rozwój akcji sprawiły, że to zaraz po Zimie moja ulubiona książka autorki.
Pisarka pokazała, że depresja poporodowa to nie enigmatyczny twór, wymyślony przez pazerne koncerny farmaceutyczne. To stan, który nie atakuje znienacka, nie czai się w kącie, ale rośnie w ukryciu, karmiony lękiem, obawami czy też będący konsekwencją przeżyć z przeszłości. Ciąża, która z założenia powinna być stanem błogosławionym, dla Joasi była koszmarem. Kobieta nie mogła znieść ciążowych dolegliwości, a oczekiwanie na dziecko zamiast nadziei dawało niezliczone powody do obaw. W szczegółach zaplanowany poród również okazał się rozczarowaniem, a o czasie połogu bohaterka wolałaby zapomnieć. Autorka z wprawą opisała przyczyny takiego rozwoju sytuacji, choć na samą myśl o setkach przeżywających podobne dylematy kobiet cierpnie skóra.
Z powieści wypływa dość gorzki wniosek – poród to koniec bycia kobietą, żoną, kochanką aż wreszcie człowiekiem. Kobieta, której rola w trakcie ciąży sprowadza się do bycia inkubatorem, po wydaniu dziecka na świat zostaje osaczona przez społeczne wymagania: ma karmić piersią, kochać bezgranicznie, nie odczuwać zmęczenia, nie okazywać niezadowolenia... Lista nie ma końca, a przy braku odpowiedniego wsparcia łatwo popaść w błędne koło niespełnionych oczekiwań śiata zewnętrznego.
A co wtedy, gdy instynkt macierzyński nie pojawia się na zawołanie? Autorka wielokrotnie zmusza do postawienia takiego pytania i sygnalizuje, że depresja istnieje. Są matki, które z różnych powodów czują do własnego dziecka niechęć, tylko przeżywają swój ból i rozczarowanie w ukryciu, zamiast szukać pomocy.
Autorka nie uogólnia i nie twierdzi, że każda kobieta odczuwa negatywne skutki macierzyństwa, niemniej jednak są takie, które doprowadzone do ostateczności nie są w stanie zajmować się dzieckiem, a czasem nawet robią mu krzywdę. I właśnie o tym jest ta historia. Przeczytaj, zanim ocenisz.
Opis wydawcy zdradza bardzo wiele elementów fabuły, ponieważ powieść w całości dotyczy depresji poporodowej i tego, w jaki sposób "osacza" ona główną bohaterkę. Nie obawiaj się jednak prostej opowiastki, ponieważ Magdalena Majcher zadbała o to, by pokazać temat w jak najszerszym kontekście i świetnie obroniła swój pomysł. Perfekcyjny research, wiarygodni bohaterowie (nawet wyidealizowany mąż bohaterki), odpowiedni poziom emocji i przemyślany, dynamiczny rozwój akcji sprawiły, że to zaraz po Zimie moja ulubiona książka autorki.
Pisarka pokazała, że depresja poporodowa to nie enigmatyczny twór, wymyślony przez pazerne koncerny farmaceutyczne. To stan, który nie atakuje znienacka, nie czai się w kącie, ale rośnie w ukryciu, karmiony lękiem, obawami czy też będący konsekwencją przeżyć z przeszłości. Ciąża, która z założenia powinna być stanem błogosławionym, dla Joasi była koszmarem. Kobieta nie mogła znieść ciążowych dolegliwości, a oczekiwanie na dziecko zamiast nadziei dawało niezliczone powody do obaw. W szczegółach zaplanowany poród również okazał się rozczarowaniem, a o czasie połogu bohaterka wolałaby zapomnieć. Autorka z wprawą opisała przyczyny takiego rozwoju sytuacji, choć na samą myśl o setkach przeżywających podobne dylematy kobiet cierpnie skóra.
Z powieści wypływa dość gorzki wniosek – poród to koniec bycia kobietą, żoną, kochanką aż wreszcie człowiekiem. Kobieta, której rola w trakcie ciąży sprowadza się do bycia inkubatorem, po wydaniu dziecka na świat zostaje osaczona przez społeczne wymagania: ma karmić piersią, kochać bezgranicznie, nie odczuwać zmęczenia, nie okazywać niezadowolenia... Lista nie ma końca, a przy braku odpowiedniego wsparcia łatwo popaść w błędne koło niespełnionych oczekiwań śiata zewnętrznego.
A co wtedy, gdy instynkt macierzyński nie pojawia się na zawołanie? Autorka wielokrotnie zmusza do postawienia takiego pytania i sygnalizuje, że depresja istnieje. Są matki, które z różnych powodów czują do własnego dziecka niechęć, tylko przeżywają swój ból i rozczarowanie w ukryciu, zamiast szukać pomocy.
Autorka nie uogólnia i nie twierdzi, że każda kobieta odczuwa negatywne skutki macierzyństwa, niemniej jednak są takie, które doprowadzone do ostateczności nie są w stanie zajmować się dzieckiem, a czasem nawet robią mu krzywdę. I właśnie o tym jest ta historia. Przeczytaj, zanim ocenisz.
Szczegóły
Tytuł: Wszystkie pory uczuć. Lato
Autor: Magdalena Majcher
Cykl: Wszystkie pory uczuć, T IV
Wydawnictwo: Pascal 2018
Gatunek: obyczajowa
Tekst: Angelika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw ślad po sobie i proszę, nie obrażaj nikogo.
Masz pytania, wnioski, spostrzeżenia? Pisz śmiało ;)