Love, Rosie - Cecelia Ahern. Morze emocji bez jednego emotikona.
Cecelia Ahern jest jedną z moich ulubionych pisarek. Jej książki to gwarancja dobrze spędzonego czasu, wszak zawierają w sobie magię i trudny do opisania ładunek pozytywnej energii. I nieważne, czy pisze o życiu, śmierci, przyjaźni, czy straconych latach – zawsze inspiruje, wzrusza i skłania do refleksji. Tym razem nie było inaczej, Love, Rosie (czy też w starym wydaniu Na końcu tęczy) spełniło moje oczekiwania w stu procentach. Ba! Chyba nawet je przewyższyło.
Rosie i Alex poznali się w dzieciństwie. Ich małoletnie zabawy, przyjęcia i spotkania przebiegały w atmosferze wzajemnej akceptacji, a uczucie, które się zrodziło miało czysto przyjacielski charakter. Zawsze byli nierozłączni, mieli na siebie lepszy lub gorszy wpływ, jednak nie potrafili bez siebie żyć. Fakt przeprowadzki Alexa z Irlandii (gdzie oboje mieszkali) do Ameryki był ciosem w serce dla dzieciaków. Czy przyjaźń na odległość ma sens? Okazało się, że jak najbardziej. Alex i Rosie utrzymywali ze sobą kontakty przez ponad pięćdziesiąt lat, choć ich losy toczyły się różnie. Walczyli z przeciwnościami losu, rozwijali się, zakładali rodziny, ale zawsze mogli na siebie liczyć. Czy gdyby nie rozstanie ich przyjaźń przerodziłaby się w coś więcej? Czy tak silna, niezabarwiona erotycznie relacja między kobietą i mężczyzną jest możliwa? Przekonajcie się sami i pozwólcie Ahern Was oczarować.
Książka, którą trzymam w ręku to kolejna wydawnicza perełka na mojej półce. Genialna filmowa okładka idealnie oddaje klimat powieści i sprawia, że od samego patrzenia robi się cieplej na sercu. To jedna z tych historii, które można przeczytać jednym tchem, zachłannie, w całości... Gwarantuję Wam, że nie sposób odłożyć jej przed poznaniem zakończenia, gdyż każda kolejna strona kusi niczym... czytanie cudzej korespondencji :) Oczywiście nie namawiam Was do grzebania w czyjejś skrzynce mailowej, ale przyznajcie, czy widząc otwarte okienko poczty nie macie ochoty choć rzucić okiem? Tak właśnie jest z Love, Rosie – powieść ta jest tak naprawdę zlepkiem listów, maili, rozmów z komunikatorów internetowych czy też oficjalnych pism urzędowych. Zastanawiacie się jak można w takiej formie opowiedzieć spójną historię? Otóż można. Ahern jest w tym mistrzynią i stworzyła czarującą opowieść z okruchów myśli i wspomnień kilkorga bliskich osób. Możecie być pewni, że nic nie wyda się Wam dziwne, czy naciągane choć zobaczycie przed oczami miksturę niedopowiedzeń. Świat Rosi i Alexa wciągnie Was, może troszkę zirytuje i wzruszy. Tak naprawdę jest piękną bajką o przyjaźni, (nie)miłości i spełnionych marzeniach, gdzie emocje drżą na każdej stronie, choć autorka nie używa ani jednego emotikona.
Bohaterowie zawładną Waszymi sercami, polubicie ich i niejednokrotnie zapragniecie wpłynąć na ich decyzje. Będziecie się złościć, a niedowierzanie będzie się przeplatało z ogromnym wzruszeniem. Czasem może zastanowicie się nad własnym życiem i spojrzycie przychylnym okiem na przyjaciół z dzieciństwa. Moim zdaniem ta książka ma misję, uczy empatii, otwiera oczy i pozwala dostrzec to, co w życiu ważne. Pokazuje, że każda zła decyzja niesie ze sobą konsekwencje, a straconego czasu nie można cofnąć. Można za to go nadrobić. Bo można, prawda?
Po lekturze na pewno nabierzecie chęci na ekranizację. W rolę Rosie wcieliła się Lily Collins i taki wybór aktorki jest strzałem w dziesiątkę, Alexa zagrał Sam Claflin. Gorąco polecam.
Szczegóły
Tytuł: Love, Rosie (Na końcu tęczy)
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat 2014
Ocena
treść: 5+/6
styl: 5+/6
okładka: 6/6