Przytulanie wcześniaków, spragnionych czułości i bliskości żywego, ciepłego człowieka. Czy może być coś bardziej uroczego? Już czujecie te strumienie łez? Szykujecie chusteczki i przygotowujecie emocje na największy challenge roku? I słusznie. Natasza Socha pokaże Wam cuda, o jakich nie śniło się... innym autorkom.
Co w fabule piszczy?
Joachim ma osiemdziesiąt pięć lat i pracuje w jednym ze szpitali położniczych jako wolontariusz. Pomaga wcześniakom przetrwać najtrudniejsze chwile, tuląc, głaszcząc i opowiadając im historie swojego życia. Najczęściej pojawia się w nich jego największa miłość, którą zawiódł bardziej niż siebie samego. Joachim i Helena, Marysia i Maria, Marta i jej mąż, który nie radzi sobie z rzeczywistością – wszyscy oni w pokoju kołysanek będą szukać odpowiedzi na pytania, czy można odzyskać stracone marzenia i oswoić tęsknotę za tym, co było? Co w życiu jest najważniejsze i jak cenne potrafią być wspomnienia? Czy miłość ma wiek? Czy kiedykolwiek się kończy? Dwadzieścia cztery dni grudnia mogą zmienić wszystko. A cudem nie zawsze jest prezent pod choinką
Najnowszą powieść Nataszy Sochy zostawiłam sobie na deser i przeczytałam tuż przed pierwszą gwiazdką. Potrzebowałam czegoś, co wprowadzi mnie w świąteczny nastrój, ale jednocześnie nie wrzuci do (bez)dennego worka z pierniczkami i lukrem. Lubię cały ten świąteczny kicz, atakujący człowieka tuż po wypaleniu ostatnich listopadowych zniczy, ale jednak w książkach gwiazdkowych dość masochistycznie szukam gorzkiej nuty. I tym razem również się nie zawiodłam (mieliście jakiekolwiek wątpliwości?).
Pokój kołysanek to niespieszna, sentymentalna i nasycona prawdą opowieść o podróży człowieka, który poszukuje swoistego odkupienia i usiłuje odkryć, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze. I oczywiście dokonuje odkrycia, choć okoliczności, w jakich to nastąpi, złamią Wam serce na pięćdziesiąt sposobów.
Pokój kołysanek to niespieszna, sentymentalna i nasycona prawdą opowieść o podróży człowieka, który poszukuje swoistego odkupienia i usiłuje odkryć, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze. I oczywiście dokonuje odkrycia, choć okoliczności, w jakich to nastąpi, złamią Wam serce na pięćdziesiąt sposobów.
Jak możecie się domyślać, w powieści nic jednak nie będzie całkiem oczywiste. Natasza Socha stworzyła książkę osobliwą, świąteczną ale nie sztampową, wzruszającą, ale nie cukierkową. Przepełnioną autentycznymi, bardzo osobistymi wspomnieniami dziadka autorki oraz nietypowymi jak na powieść świąteczną wątkami (takie jak prowadzenie sierocińca czy przytulanie wcześniaków). Jak to zwykle bywa u Sochy, nie doznacie przesłodzenia, ale z pewnością odczujecie ten niezwykły rodzaj wzruszenia, towarzyszący książkom mądrym i niezapomnianym.
Inspiracją do stworzenia postaci Joachima był David Deutchman*, prawdziwy przytulacz walczących o życie niemowlaków i choć motyw może się wydawać słodki i ckliwy, autorka przedstawiła go w sposób gwarantujący głęboką refleksję. Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek po lekturze przeszedł nad tą historią do porządku dziennego i nie wyciągnął chociażby jednego budującego wniosku.
Konstrukcja powieści sprawia, że można ją sobie dawkować, jednak nie sądzę, byście mieli siłę przerwać lekturę, gdy już do niej zasiądziecie. To jedna z tych książek, które się pochłania na raz, bez odpoczynku, snu i przerwy na kawkę. Taka, po lektorze której trzeba wyjść na świeże powietrze i wziąć głęboki oddech. A także taka, która generuje wielkie pokłady miłości w sercu, choć wcale nie jest romansem.
Kolejny rok z rzędu mam wrażenie, że Natasza Socha z premedytacją pisze polską wersję opowieści wigilijnej i robi to bezbłędnie, nadając rodzimej literaturze obyczajowej właściwy kierunek. Wszak książki, tak jak cuda, nie powinny być banalne.
Szczegóły
Tytuł: Pokój kołysanek
Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: Edipresse 2018
Gatunek: obyczajowa
________________________________________________________________________________
* Pokój kołysanek ma swoje korzenie w rzeczywistości. Wszystko zaczęło się w 2005 roku, kiedy David Deutchman, emerytowany nauczyciel rozpoczął rehabilitację w jednym ze szpitali w Atlancie. Pewnego dnia, po skończonych zabiegach, zatrzymał się na oddziale dziecięcym i stanął za szybą, która oddzielała go od noworodków. Nie mógł oderwać wzroku od maluchów, aż w końcu zapytał pielęgniarkę, czy dla osoby w jego wieku nie znalazłby się w szpitalu jakiś wolontariat. Wtedy też po raz pierwszy wziął na ręce malucha, który zanosił się płaczem i trudno było go uspokoić. Dziecko, głaskane i przytulane przez przypadkowego człowieka, zasnęło w końcu w jego ramionach. David został zatrudniony w szpitalu jako profesjonalny przytulacz noworodków, które z różnych powodów nie mogły wrócić do domu. I robi to nadal, nieprzerwanie od dwunastu lat...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw ślad po sobie i proszę, nie obrażaj nikogo.
Masz pytania, wnioski, spostrzeżenia? Pisz śmiało ;)