Wywiad z Anetą Jadowską

Jak już wcześniej zapowiadałam, 1 sierpnia w księgarniach pojawi się Diabelski Młyn, 3 tom cyklu  o Nikicie, autorstwa Anety Jadowskiej. Na okoliczność nadchodzącej premiery przepytałam autorkę między innymi o szczegóły tworzenia cyklu, pracoholizm i skłonność do mordowania postaci. Miłej lektury :)


Pisarka w obiektywie Marcina Okoniewskiego
Aneta Jadowska(1981) pisarka, autorka seryjna, fanka popkultury i kryminalistyki. Uwielbia powoływać do życia mocne i wyraziste bohaterki i bohaterów, którzy potrafią dotrzymać im kroku. Matka Dory Wilk, Piotra „Witkaca” Duszyńskiego i Nikity.

Pracoholiczka, o czym najlepiej świadczą liczby: 10 powieści i tom opowiadań napisanych w 7 lat i wydanych w pięć, 3 serie powieściowe, 2 wydawców – Fabryka Słów i SQN.

Gdy patrzę w lustro, widzę… siebie. I im starsza jestem, tym bardziej podoba mi się to, co widzę. 

Książka doskonała… Ciągle czeka na napisanie. 

Na pewno nie napiszę… Mogę odpowiadać tylko na tę chwilę. W tym momencie nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek napisała czysty romans czy science fiction, ale kto mnie tam wie, mogę kiedyś zmienić zdanie. 

Polska fantastyka jest… zbyt różnorodna, by ją ujmować jednym zdaniem. 

Zasady są po to, by… stawiać granice. Niekoniecznie oznacza to, że są to granice nieprzekraczalne. Wszystko zależy od tego, czego dotyczą zasady. 

Kocham… morze. 

Nienawidzę... staram się nie nienawidzić. Nienawiść nie wnosi nic dobrego ani w moje życie, ani w resztę świata. 



Heksalogia o Dorze Wilk, cykl o Nikicie, o „Witkacu”, kryminał Trup na plaży, opowiadania, panele –  naprawdę jesteś pracoholiczką! Co jeszcze szykujesz dla czytelników? 

Ledwie odetchną po premierze Diabelskiego Młyna i finale Nikity, zaserwuję im idealny deser – jesienią pojawi się antologia „świąteczna”. Wszystkie historie dzieją się między Halloween a Sylwestrem, stąd roboczy tytuł Dynia i jemioła. W tym zbiorze czytelnicy spotkają się znanymi już i lubianymi bohaterami, ale dostaną też kilka niespodzianek. Czasami wyproszonych, jak 50 twarzy Baala, czasem to całkiem nowe światy i nowi bohaterowie. Czasem znani bohaterowie w kompletnie nowej odsłonie. I oczywiście pracuję nad Trupem2, robię research do Witkaca3, zbieram materiały do researchu do jeszcze innego projektu… I opowiadania do dwóch zbiorczych antologii… Ciągle coś się dzieje, coś mi wpada do głowy i dopisuję do listy rzeczy, które chcę zrobić, książek, które chcę napisać. Na pewno się nie nudzę. 

Tomem Diabelski Młyn kończysz (na razie) przygodę z Nikitą. Zamkniesz wątki, nie zostawisz okrutnego cliffhangera i pozwolisz czytelnikom cieszyć się zakończeniem, ale… nie będziesz tęsknić? Wiem, że lubisz tę postać i była ona dla Ciebie dość wymagająca w tworzeniu. 

Trylogia jest zamkniętą i spójną całością. Nie zostawiłabym czytelników wiszących na klifie, nie jestem tak okrutna. Wątki są domknięte, historie dokończone, tak myślę. Chciałam zostawić czytelnika w poczuciu satysfakcji, a nie zgrzytającego zębami. Mam nadzieję, że mi się udało. 
Z Nikitą nie pracuje się lekko, ale jestem zadowolona z historii, którą udało nam się stworzyć. I z przyjemnością wrócę do niej za jakiś czas, ale najpierw kawał roboty z researchem do nowych historii. Taki układ pozwala mi się nie znudzić, nie zmęczyć bohaterem, odświeżyć naszą relację i historię. Po sześciu tomach Dory byłam zmęczona i przysięgłam sobie, że nigdy więcej nic tak długiego i nigdy więcej związku z bohaterem na wyłączność. Miałam jej dość. Dopiero po kilku latach znów mam dla niech cieplejsze uczucia i mogłam pisać o niej opowiadania. Z Nikitą nie mam złej krwi i nie mam ochoty jej wrzucić do czynnego wulkanu – znak, że skończyłam w dobrym momencie. 

Powołując do życia postaci, kierując ich losami i rzucając im kłody pod nogi sprawiasz radość czytelnikom. A czy jako autorka przywiązujesz się do swoich bohaterów? Przeżywasz ich niepowodzenia, czy jak George R.R. Martin masz do tego absolutny dystans i z przyjemnością robisz im krzywdę? 

Oczywiście, że się przywiązuję. Spędzam z nimi więcej czasu niż z mężem czy jakąkolwiek realnie istniejącą osobą. Zanim zacznę o nich pisać, muszę ich znać lepiej, niż realnie istniejące mi osoby. Muszę wiedzieć co myślą, co czują, co sprawiło, że są tacy, a nie inni, co nie daje im po nocy spać i czego pragną bardziej, niż czegokolwiek na świecie. Dopiero wtedy mogę pisać. Do tego czasu, są już dla mnie kimś bliskim. Co nie znaczy, że nie będę dla nich okrutna i nie poślę ich do piekła i z powrotem. Ale nie lubię zabijania bohaterów jako nadużywanego zabiegu narracyjnego, mającego wywołać w czytelniku szok. Myślę, że są znacznie lepsze metody szokowania czytelników. Śmierć nigdy nie powinna przychodzić lekko. Ale czasami musi przychodzić. 

Wśród opinii czytelników można znaleźć głosy, że fantastyka to nie jest „poważna” literatura. Tymczasem Ty poświęcasz mnóstwo czasu na research, zbierasz materiały, dbasz o to, by Twoi bohaterowie mieli prawdziwe korzenie, choćby w legendach czy baśniach. Nie łatwiej byłoby pisać kryminały? 

Łatwiej, być może, na pewno szybciej. Teraz mam już porównanie. Research do kryminału zajął mi kilka tygodni. Research do fantastyki to miesiące, czy jak do Nikity czy Witkaca – prawie dwa lata. A co do powagi lub jej braku – uważam, że równie intensywnie, jeśli nie bardziej, książka czyta czytelnika, nie tylko on książkę. To, co czytelnik znajduje w książce więcej mówi mi o nim, niż o książce. 

Prowadzisz aktywny dialog ze swoimi czytelnikami, dbasz o relacje, wchodzisz w dyskusje. Lubisz to? 

Gdybym nie lubiła, nie robiłabym tego. Nikt by mnie nie zmusił. Są pisarze, którzy tego nie lubią, nie robią i jakoś żyją – oni i ich kariery. Ja lubię, bo lubię odzew, lubię widzieć wpływ, jaki moje książki mają na ludzi. Lubię wiedzieć, że czekają, przeżywają. To mnie motywuje. Poza tym zawód pisarza to spędzanie mnóstwa czasu z wymyślonymi ludźmi, fajnie raz na jakiś czas pogadać z tymi istniejącymi naprawdę. 
I jest jeszcze ten drobny, ale jakże istotny fakt – mam fajnych czytelników. Moja baza czytelników rośnie w zdrowym tempie, ludzie się często znają, nie są hermetyczni i dobrze się dogadują na FP. Jest tu mnóstwo dobrej energii, nie ma hejtów, agresji, niskiego poziomu dyskusji, co jest problemem w wielu miejscach w sieci. Łatwo ich lubić, łatwo z nimi rozmawiać, bo to dobrzy ludzie zwykle są. 

Z innej beczki: książki można dziś kupić nawet w Biedronce. Myślisz, że traktowanie literatury jak towaru wyjdzie na dobre czytelnictwu? 

Jasne. Nie ma złego miejsca na kupowanie książki. A dzięki takim miejscom jak Biedronka czy kioski książka dociera także do miejsc, do których inaczej by nie dotarła. W wielu małych miasteczkach nie ma księgarni, ale są Biedronki. 
Każdy powinien mieć szansę dotrzeć do książki. Myślę, że to forma popularyzowania czytelnictwa bardziej sprawdzalna, niż akcje społeczne i spoty za setki tysięcy złotych. Dwa moje tytuły trafiły do oferty Biedronki – i bardzo mnie to cieszy. Spora część tych, którzy tam je kupili, nie ma w zwyczaju wchodzić do księgarń (tak sugerują badania rynkowe). Byli na zakupach, spodobała im się okładka i blurb, może wzięli je z ciekawości. I wielu z nich potem sięgnęło po więcej. Czasami piszą do mnie zaskoczeni, że nie spodziewali się, że mogą się tak dobrze bawić czytając, bo nie robili tego od wielu lat. 
Nie wszyscy mają przywilej mieszkać w większym mieście, nie wszyscy mają księgarnie na miejscu, nie wszyscy wychowali się w domach, w których się czyta, nie wszyscy orientują się w sieci na tyle, by robić tam zakupy. Wprowadzenie także w ich życie książki uważam za świetny pomysł i cieszę się z każdego czytelnika. Nie ma znaczenia, czy kupił moją książkę w sieciowej księgarni, małej księgarni lokalnej, w księgarni internetowej, w Biedronce czy kiosku. 
Gdybyś nie była pisarką, gdzie moglibyśmy Cię teraz spotkać? 

Niewykluczone, że zostałabym na uczelni. Pewnie robiłabym teraz habilitację i edukowała moich studentów w temacie literatury wojennej, emigracyjnej i współczesnej. Zamiast książek podpisywałabym indeksy i karty egzaminacyjne. A może i bez pisania brakłoby mi cierpliwości do sztywnych reguł akademii i wymyśliłabym dla siebie coś całkiem innego. 

I na koniec, czy jest coś, co chciałabyś przekazać czytelnikom bloga? 

Życzę wam niekończących się przyjemności czytelniczych. Nigdy nie dajcie się zawstydzić tym, że coś lubicie czytać, lub czegoś jeszcze nie czytaliście. Nie pochwalam idei guilty pleasure – poczucie winy nie ma sensu, gdy coś sprawia przyjemność. A to, że coś dopiero przed wami, to tylko powód do radości – czeka was jeszcze wiele cudownych książkowych podróży. 
Podpisuję się pod tym słowami i bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że dostarczysz nam jeszcze wielu magicznych podróży. 

A wszystkich czytelników zachęcam do poznania twórczości Anety Jadowskiej (jeśli jeszcze tego nie zrobiliście). To pisarka, która odczarowuje polską fantastykę. Dajcie się skusić ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad po sobie i proszę, nie obrażaj nikogo.
Masz pytania, wnioski, spostrzeżenia? Pisz śmiało ;)