Bielizna i czekoladki – Dezydery Kowalkowski. Eksperyment komediowy z gejem w roli głównej
Porwałam się na książkę mojego rówieśnika, Dezyderego Kowalkowskiego, traktującą o równości. Teoretycznie publikacja jest swoistym manifestem tolerancji i ma na celu przybliżenie czytelnikowi kontrowersyjnego świata gejów i lesbijek. Czy tak jest w istocie?
Książka na pewno wzbudza emocje, jednak bliżej im do tych związanych z sensem istnienia warszawskiej tęczy, niż z samym homoseksualizmem. Jestem pewna, że podzieli czytelników, tak jak zrobiła to wspomniana tęcza. Czy znajdzie się ktoś, kto podpali Bieliznę i czekoladki? O tym musicie przekonać się sami.
Wzniecam ukryte pragnienia tysięcy osób wirujących w barwach tęczy na granicy życia i śmierci mając nadzieję na wyjście z ukrycia.
W publikacji wszystko jest nietypowe: poczynając od formy, na bohaterach kończąc. Moje zdziwienie było ogromne, gdy zobaczyłam, że zamiast tradycyjnej powieści czytam ... scenariusz. Podczas lektury mogłam sobie wyobrazić poszczególne sceny, ponieważ każda scena jest dopracowana i tak sugestywna, że niemal widziałam ruchomy obraz zamiast zbioru literek. To wielki plus, nieprawdaż?
Bohaterowie tworzą różnorodną galerię. Mamy księdza, który zabawia się z synem swojej gospodyni; sfrustrowaną urzędniczkę, mściwie dręczącą petentów; emerytowanego pilota, który w domu spokojnej starości szuka wrażeń innych niż domino. Mamy kasjerkę, która nienawidzi klientów; człowieka telewizji z silnym parciem na szkło; nauczyciela-emigranta; strażaka narażonego na widok spoconych i lśniących ciał kolegów z pracy oraz kilka innych postaci, które łączy jedno - homoseksualna orientacja. Bohaterowie zmagają się z życiem w ukryciu, lub wręcz przeciwnie, obnoszą się ze swoimi upodobaniami, co prowadzi do komicznych, czasem przerysowanych sytuacji. Wszystko na bieżąco komentuje hetero-narrator, pozwalając tym samym dojrzeć drugie dno poszczególnych scen. Po lekturze nasuwa mi się mnóstwo pytań. Czy my, jako Polacy, jesteśmy gotowi na taką otwartość? I dlaczego scenariusza boi się telewizja?
Sięgając po Bieliznę i czekoladki spodziewałam się kontrowersyjnej treści, niekontrolowanych wybuchów śmiechu i sporej dawki treści propagujących tolerancję. Jednak to, co otrzymałam raczej przypomina kabaret i potrzeba naprawdę dużej dozy dystansu, by przeczytać całość i wyciągnąć sensowne wnioski. Obiecanego humoru i ironii nie dostrzegłam, być może mój umysł jest na to zbyt ograniczony. Moim zdaniem książka nie pomoże środowisku homoseksualnemu, bowiem ukazuje bohaterów w krzywym zwierciadle i sprawia, że żadnego z nich nie chciałabym poznać. Liczyłam na to, że postaci wzbudzą mój uśmiech swoją osobowością, tymczasem wzbudzali raczej konsternację. Kilka momentów sprawiło, że szczerze się roześmiałam, jednak bawił mnie typowy humor sytuacyjny, czy genialna charakterystyka postaci, w każdym bądź razie orientacja seksualna postaci nie miała na to wpływu.
Zakończenie za to sprawiło, że odczułam smutek. Groteskowy bal odebrał życie mojej ulubionej postaci. Pan Stanisława, jako przedstawiciel "gasnącego" społeczeństwa został przez autora skrzywdzony. Choć ta krzywda, jak się okazuje, miała sens i niesie z sobą ciekawy przekaz, którego Wam nie zdradzę.
Podsumowując: scenariusz będzie ciekawą pozycją dla czytelników, którzy poszukują nietypowych publikacji i literackich eksperymentów. Być może znajdzie się ktoś, kto zapragnie przenieść go na ekran, bądź scenę teatralną, o czym marzy autor. Moim zdaniem będzie to świetne przedstawienie dla wąskiego grona odbiorców, gdyż Polacy nie są gotowi na tak otwarty rodzaj humoru. Telewizja nie zdecydowała się na realizację pomysłu ponieważ to się w naszym kraju nie sprzeda, na pewno nie dziś. Wszyscy zarzekamy się, że jesteśmy tolerancyjnym narodem - guzik prawda.
Nadal boimy się tego, co nieznane, a homoseksualizm akceptujemy o ile nie dotyczy naszych bliskich. Jednak mam nadzieję, że kiedyś dojrzejemy do tego, by gejów i lesbijki traktować na równi z resztą społeczeństwa, a książki takie jak ta będą stanowić ciekawostkę fabularną dla szerokiego grona odbiorców.
Nadal boimy się tego, co nieznane, a homoseksualizm akceptujemy o ile nie dotyczy naszych bliskich. Jednak mam nadzieję, że kiedyś dojrzejemy do tego, by gejów i lesbijki traktować na równi z resztą społeczeństwa, a książki takie jak ta będą stanowić ciekawostkę fabularną dla szerokiego grona odbiorców.
Pewnie jesteście zdziwieni, że nie ma oceny. I nie będzie. To jedna z lektur, którą każdy z nas musi ocenić w głębi swojego sumienia. Cieszę się, że autor postanowił spełnić marzenie i wydać książkę, która ma szansę coś zmienić w nastawieniu społeczeństwa do środowisk homoseksualnych. Może nie dziś i nie jutro, ale w przyszłości - na pewno.
Komu polecam? Wszystkim zainteresowanym tematem, oraz tym, którzy twierdzą, że nie mają problemów z tolerancją.